Tajemnice jak magnes

JEZIORO TAJEMNIC. Biskup Krzysztof Włodarczyk o Akcji „Jezioro Tajemnic”: To dobry pomysł. Niech to dzieło się rozwija i przyciągnie jak najwięcej osób!

Na zaproszenie Starosty Drawskiego Stanisława Kuczyńskiego Jego Ekscelencja Biskup Krzysztof Włodarczyk odwiedził w poniedziałek 6 listopada 2017 r. Starostwo Powiatowe w Drawsku Pomorskim. Podczas wizyty, pośród innych zajęć, nie zabrakło też kilku chwil refleksji na temat najgłośniejszej Akcji Eksploracyjno – Historycznej w Polsce.

Ponieważ Pojezierze Drawskie, Czaplinek, Złocieniec, Drawsko Pomorskie, związane jest z osobą Karola Wojtyły, zadaliśmy pytanie właśnie o to. Późniejszy Papież przyjeżdżał m.in. do Czaplinka nad jezioro Drawsko, by wziąć udział w spływach kajakowych. Do dziś stoi dom, w którym się zatrzymywał. W czaplineckiej izbie muzealnej znajdują się narty, na których uczył się jeździć. Do  miejscowego kościoła sprowadzono również relikwie naszego Świętego. Wszystkie te wątki poruszone zostały w ramach prowadzonej przez powiat drawski Akcji „Jezioro Tajemnic”.

Zapytaliśmy, czy zdaniem Księdza Biskupa nagłośnienie tych spraw w ramach Akcji jest dobrym pomysłem na promocję Ziemi Drawskiej. Co usłyszeliśmy?

DOWIECIE SIĘ Z MATERIAŁU WIDEO:

Wracamy na Bielawę (cz. 2)

DCIM100MEDIADJI_0287.JPGJEZIORO TAJEMNIC. O życiu na wyspie Bielawie na jeziorze Drawsko, krowach płynących wpław, rozkwicie turystyki i zbudowanym tam domku Wicepremiera – pisze Zbigniew Januszaniec, regionalista z Czaplinka.

          Cofnijmy się jeszcze raz do czasów, gdy Bielawa posiadała stałych mieszkańców. W publikacji autorstwa Wirginii Twardoch znajdujemy wiele fascynujących opisów obrazujących życie codzienne ludzi, którzy jako miejsce stałego zamieszkania wybrali wyspę na jeziorze. Przyjrzyjmy się niektórym z tych opisów. Za zgodą Wirginii Twardoch, opisy ilustruję otrzymanymi od niej fotografiami, które były wykorzystane w jej publikacji „Wyspa Bielawa – Perłą jeziora Drawskiego”, podając wskazane przez autorkę źródło pochodzenia zdjęć.

          Wyspiarska historia Państwa Kujawskich zaczęła się w 1958 roku. Właśnie wtedy Pan Jan Kujawski porzucił swoje dotychczasowe miejskie życie i osiedlił się, wraz ze swą towarzyszką życia Aleksandrą, w gospodarstwie rolnym na Bielawie. Tak pisze o tym Pani Twardoch: „Gospodarstwo Kujawskich zajmowało 13 ha ziemi. W jego skład wchodziły również budynki, maszyny oraz zwierzęta: dwa konie i dwie krowy. Na początku Kujawscy zajmowali się produkcją wyrobów wiklinowych, uprawiali ziemniaki i zboża, z czasem rozszerzyli hodowlę o owce, barany, byki i świnie, które raz do roku przeprawiali na brzeg do skupu. Państwo Kujawscy doskonale zorganizowali sobie swoje wyspiarskie życie: mieli jajka, kury, mleko, warzywa, mięso, sami piekli chleb i robili zapasy. Najgorszy dla nich czas to była zima, kiedy przeprawa na brzeg była mocno utrudniona”.

           Z powyższego opisu wyraźnie wynika, że w życiu mieszkańców wyspy niezbędna była duża samowystarczalność i nieprzeciętna zaradność. W kolejnych latach pojawiło się nowe, dodatkowe źródło dochodów – turystyka. W publikacji Pani Twardoch czytamy: „Na lata 60-te przypada początek rozwoju turystyki na Wyspie, kiedy to na Bielawę zaczęli przybywać uczestnicy spływów kajakowych rzeką Drawą. Jak wspominał Jan Kujawski, wszystko rozpoczęło się od szczecińskiego nauczyciela szkoły zawodowej, który pełen zachwytu nad urokiem wyspy przewiózł na Bielawę stare domki letniskowe w częściach, które następnie za przyzwoleniem Kujawskiego postawił na gruntach jego gospodarstwa. Od tego czasu uczniowie szczecińskiej »zawodówki« spędzali na Bielawie każde wakacje. W ślad za nauczycielem ze Szczecina na wyspę przybywali kolejni zainteresowani wybudowaniem w tym rejonie swojego campingu. Dało to początek intensywnej kolonizacji Bielawy. W krótkim czasie ustawiono ponad 80 domków głównie mieszkańców Piły, Poznania, Koszalina i Szczecina”.

W tej samej publikacji znajdujemy m.in. takie oto wspomnienia Jana Kujawskiego: „Mieliśmy przy letnikach utrzymanie. Kupowali od nas jajka, mleko, ziemniaki, czasem barana na ognisko. Lusia gotowała im obiady, ja przewoziłem ich barką do Starego Drawska, pomagałem budować domki, pilnowałem, gdy stały puste”.

Charakterystycznym elementem krajobrazu wyspy stał się w tamtych czasach ciąg niewielkich domków letniskowych skupionych głównie w strefie przybrzeżnej. W domkach na Bielawie przebywało nieraz – według relacji Jana Kujawskiego – więcej turystów niż w Starym Drawsku. W latach 1973 – 1990 prowadził on księgę, w której wpisywali się goście odwiedzający jego dom. Na jej podstawie Wirginia Twardoch przeprowadziła analizę intensywności ruchu turystycznego na wyspie w poszczególnych latach. Najwięcej osób wpisało się do księgi w następujących latach: 1973 (90 osób), 1985 (79 osób), 1979 (63 osoby), 1986 (63 osoby), 1975 (57 osób), 1974 (56 osób).

         W końcu lat 80-tych i na początku lat 90-tych sprawa domków letniskowych stojących na Bielawie nabrała dużego rozgłosu. Stwierdzono, że domki te postawione zostały nielegalnie i w wyniku działań miejscowych władz przy dużym zaangażowaniu czaplineckiej „Solidarności” doprowadzono do rozbiórki tych domków, mimo protestów ich właścicieli. O skali nielegalnej zabudowy na wyspie świadczą zapisy w dokumentach czaplineckiego ratusza z czerwca 1990 roku, mówiące o 79 właścicielach domków postawionych niezgodnie z prawem. Ciekawostką jest fakt, ze domek letniskowy miał na Bielawie m.in. również ówczesny znany działacz związkowy, późniejszy poseł, minister i wicepremier – Longin Komołowski, który po wydaniu przez władze decyzji nakazującej rozebranie domków – jak pisze Wirginia Twardoch – „jako pierwszy rozebrał swój camping”, dając przykład pozostałym właścicielom dacz, którzy w ślad za nim uczynili to samo. Likwidacja domków letniskowych na wyspie spowodowała, że Kujawscy utracili istotną część swych dochodów, co stało się jednym z głównych powodów sprzedaży gospodarstwa z zachowaniem prawa do dożywotniego zamieszkiwania w nim. Ciekawą wyspiarską historię Państwa Kujawskich kończy śmierć Aleksandry w 2002 roku i Jana w 2004 roku.

A oto fragmenty publikacji Wirginii Twardoch dotyczące wyspiarskiej rodziny Państwa Terleckich: „Przybyli oni, podobnie jak Państwo Kujawscy, tuż po wojnie. /…/ Razem z nimi na wyspie zamieszkało ośmioro ich dzieci…. /…/ Ich życie koncentrowało się na uprawie roli i hodowli 12 dojnych krów, które zapewniały im mleko oraz /…/ dochód z jego sprzedaży. »Mieliśmy dwanaście dojnych krów, to do mleczarni się pływało. Póki mąż się dobrze czuł, to płynął. Potem – to tylko ja. Różnie bywało: i fala, i mgła. A krowa, jak chce, to sama popłynie. I pływały na postronku, za łódeczką. Była taka, że sama skakała do wody i do cielęcia płynęła, bo słychać było przez wodę, jak muczy. Konie – to jasne, że pływają « – tłumaczy Terlecka. Ich życie toczyło się spokojnie, swoim własnym rytmem bez ludzi i elektryczności. W swoich wspomnieniach Pani Terlecka powraca do czasów, gdy zboże kosiło się kosiarką konną, młóciło się kieratem. W artykule, który ukazał się w 1994 roku w wydaniu weekendowym tygodnika ilustrowanego »Poznaniak« Jadwiga Terlecka wspomina, że mimo swego zaawansowanego wieku potrafiła jeszcze wiosłować do Drawska (Starego Drawska – przyp. Zb.J.), doić krowy, robić twaróg czy nawet wyjechać ogrodniczym ciągnikiem w pole. Nieobca jej była także elektryka. Z rutyną podłączała kabelki do 10-letnich akumulatorów, dzięki którym /…./ prąd zasilał radio, telewizor oraz jedyną żarówkę w całym domu. Nie narzekała na brak zajęć: naprawianie szkód po zniszczeniach przez dziki i sarny, przędzenie wełny z własnych owiec na starodawnym kołowrotku, robienie swetrów, cerowanie skarpetek, uprawa roli, pędzenie krów i koni na pastwisko. Trud życia na wyspie ukazuje osoba córki Eli, która codziennie musiała przeprawiać się na brzeg, żeby móc pójść do szkoły. Przyprawiało to matkę o dreszcze, która bała się szczególnie wtedy, gdy na jeziorze była duża fala. Jak wspomina Pani Terlecka, zdarzało się, że dzieci musiały spać na brzegu, bo powrót do domu po zajęciach był niemożliwy. Pani Jadwiga Terlecka, gdy uległa wypadkowi poprzez staranowanie przez byka, co skutkowało poważnymi obrażeniami /…/, zamieszkiwała jeszcze wyspę przez dwa lata. /…/ Według uzyskanych informacji Pani Terlecka wymeldowała się z wyspy 10 sierpnia 1997 roku.”

Aż trudno dziś uwierzyć, że zaledwie kilkanaście lat temu wyspa Bielawa miała stałych mieszkańców, których życie codzienne wyglądało zupełnie inaczej, niż życie osób mieszkających na stałym lądzie. Ci ludzie mieszkali blisko nas, a jednocześnie jakże daleko od nas, jakby w innym świecie. W świecie, który już odpłynął bezpowrotnie w przeszłość.

                                                                                                                 Zbigniew Januszaniec

 Nieustannie zapraszamy Czytelników do nadsyłania swoich wspomnień i refleksji. Za każdy tekst prześlemy Certyfikat Uczestnictwa w Akcji Jezioro Tajemnic, opatrzony podpisem Starosty. Formularz do wysyłki znajduje się tutaj: http://jeziorotajemnic.pl/zglos-informacje/

Potop szwedzki zaczął się w Siemczynie

1 Trakt którym wkroczyli SzwedziJEZIORO TAJEMNIC. To nie żart. Zaledwie kilka kilometrów od dzisiejszego Czaplinka siedemnaście tysięcy szwedzkich wojaków przekroczyło granicę i wtargnęło na polskie ziemie. Wzmianki o tym wydarzeniu znalazły się nawet w słynnej trylogii „Potop”.

– Co jeszcze ciekawsze, tym traktem maszerowała też zwycięska dywizja Stefana Czarnieckiego wracającej z duńskiej wyprawy. Stary trakt prowadził na zachód do Złocieńca przez Puszczę Polską (Pohlen Heide) i Polski Most (Pohlen Br.) na Drawie. Można zatem powiedzieć, że wieś Heinrichsdorf (obecnie Siemczyno) jest symbolicznym początkiem i końcem czasu potopu szwedzkiego – pisze Robert A. Dyduła z Pałacu Siemczyno, uzupełniając wypowiedź niżej zaprezentowanymi materiałami.

Drogę obecnie biegnącą z Siemczyna do Złocieńca wybudowano w połowie XIX w. Wcześniej przez wieki droga z Heinrichsdorf (dawna Rzeczpospolita) do Falkenburga (dawna Marchia Brandenburska) biegła traktem gruntowym między jeziorami Krosino i Wilczkowo, a sama granica między tymi państwami przebiegała wzdłuż rzeki Drawy, dzieląc również na połowę jeziora Krosino i Wilczkowo. Tym właśnie traktem przemaszerowała armia szwedzka. Dowodzona ona była przez feldmarszałka Arvida Wittenberga, która zaatakowała Rzeczpospolitą, rozpoczynając tzw. potop szwedzki. Miało to miejsce 21 lipca 1655 r.

Historyk Ludwik Kubala w swoich szkicach historycznych tak opisuje potop szwedzki:

Gdy posłowie polscy wracali ze Szwecyi do Gdańska, feldmarszałek Wittenberg, zgromadziwszy 17.000 ludzi, przeważnie Niemców, i mając od kurfirsta pozwolenie przemarszu przez branderbruskie Pomorze, przekroczył 21 lipca z 72 działami, wśród dźwięków trąb i huku kotłów, pod Heinrichsdorfem granicę Polską i stanął obozem pod Tempelburgiem, pół mili od Drahimia.

Henryk Sienkiewicz także ujął to wydarzenie w formie literackiej w drugiej części trylogii pt. „Potop”:

Na koniec, w dniu 21 lipca, w lesie pod wsią Heinrichdorfem ujrzały zastępy szwedzkie po raz pierwszy słup graniczny Polski. Na ten widok całe wojsko uczyniło okrzyk ogromny, zagrzmiały trąby, kotły i bębny i rozwinęły się wszystkie chorągwie. Wittenberg wyjechał naprzód w asystencji świetnego sztabu, a wszystkie pułki przechodziły przed nim prezentując broń, jazda z dobytymi rapierami, działa z zapalonymi lontami. Godzina była południowa, pogoda przepyszna. Powietrze leśne pachniało żywicą. Szara, zalana promieniami słońca droga, którą przechodziły szwedzkie chorągwie, wybiegając z heinrichsdorfskiego lasu, gubiła się na widnokręgu. Gdy idące nią wojska przeszły wreszcie las, wzrok ich odkrył krainę wesołą, uśmiechniętą, połyskującą żółtawymi łanami zbóż wszelakich, miejscami usianą dąbrowami, miejscami zieloną od łąk. Tu i ówdzie z kęp drzew, za dąbrowami, hen! Daleko podnosiły się dymy ku niebu; na potrawach widniały pasące się trzody. Tam gdzie na łąkach przeświecała woda rozlana szeroko, chodziły spokojnie bociany. Jakaś cisza i słodycz rozlana była wszędzie po tej ziemi mlekiem i miodem płynącej.

Opisywane miejsce stanowi Przystanek 20. Henrykowskiego Szlaku w Siemczynie, który został przygotowany przez „Pałac” w ramach promocji tej historycznej wsi. O szlaku można przeczytać m.in. tutaj: http://www.palacsiemczyno.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=136&Itemid=256&lang=pl

Hotel „Pałac Siemczyno” jest Partnerem Akcji „Jezioro Tajemnic”.

Wracamy na Bielawę (cz. 1)

1 Dom Państwa Kujawskich w latach 50JEZIORO TAJEMNIC. Rozwiązał się worek z tematyką wyspiarską. Przedstawiamy opowieść o życiu codziennym dawnych mieszkańców wyspy Bielawy autorstwa Zbigniewa Januszańca, regionalisty z Czaplinka. Cały czas zachęcamy do nasyłania refleksji dotyczących przyszłości Bielawy i jeziora Drawsko. Odpowiedzmy sobie na pytanie, jakie korzyści powinni mieć okoliczni mieszkańcy z tak niezwykłego skarbu przyrody, jakim zostali przez nią obdarowani.

Jeszcze do niedawna w opisach wyspy Bielawy, leżącej na jeziorze Drawsko, umieszczana była sensacyjnie brzmiąca informacja mówiąca, że wyspa ta ma stałych mieszkańców. Od około 15 lat wyspa już nie jest zamieszkana. Stała się wyspą bezludną, jeśli nie liczyć osób przybywających tu na krótko w sezonie letnim. Jako pamiątki po byłych mieszkańcach pozostały dwie nieczynne zagrody rolnicze zlokalizowane w południowo-zachodniej części wyspy. Na dawne pola uprawne i pastwiska wkracza dzika roślinność. Jednych cieszy, że na wyspę wraca przyroda. Innych smuci widok pustych zabudowań.

                                                         *  *  *

      Jak podaje znany koszaliński historyk Henryk Janocha, podczas badań archeologicznych przeprowadzonych na Bielawie odkryto m.in. ślady chaty słupowej związanej z ludami kultury łużyckiej lub pomorskiej, co świadczy, że historia osadnictwa na tej wyspie ma już ponad dwa tysiące lat. W źródłach pisanych informacje o osadnictwie na wyspie pojawiają się w XVIII wieku. W opracowaniu Brueggemanna z 1784 roku znajdujemy informację mówiącą, że wyspa pokryta była lasem bukowym aż do 1742 roku, kiedy to las zaczęto karczować, a następnie wzniesiono tu zabudowania i zasiedlono wyspę. W 1784 roku znajdowały się tu mieszkania dla trzech rodzin oraz dom zarządcy funkcjonującego tu wówczas niewielkiego wyspiarskiego folwarku. Stopniowe zmiany zachodzące w kształcie tutejszego osadnictwa doprowadziły do tego, że na początku XX wieku istniały na Bielawie dwie niewielkie zagrody rolnicze. Stan taki utrzymał się do 1945 roku.

Polscy osadnicy, którzy przybyli po zakończeniu II wojny światowej na teren czaplineckiej gminy, zasiedlili również dwa opuszczone gospodarstwa rolne znajdujące się na wyspie. Według relacji długoletnich mieszkańców Starego Drawska, w jednej z zagród po wojnie mieszkała rodzina Państwa Bienieckich, a następnie państwo Kujawscy. Druga zagroda po wojnie przez pewien czas była niezamieszkana, później osiedlili się w niej Państwo Jankowscy, a następnie Terleccy.

Losom powojennych mieszkańców wyspy poświęcony jest cały rozdział opublikowanej w 2009 roku książkowej publikacji Pani Wirginii Twardoch pt.: “Wyspa Bielawa – Perłą jeziora Drawskiego”. Autorka oparła ten rozdział m.in. o relacje niektórych mieszkańców wyspy, o materiały udostępnione przez tych mieszkańców oraz przez Urząd Miasta i Gminy, a także w oparciu o artykuły prasowe. Sporo informacji o codziennym życiu powojennych mieszkańców wyspy zamieściłem w artykule „Ciekawostki o wyspie Bielawie” opublikowanym w numerze 13 „Kuriera Czaplineckiego” z września 2007 roku. Artykuł ten oparty jest głównie na relacjach długoletnich mieszkańców Starego Drawska i Czaplinka. Spróbujmy wybrać z tych dwóch wymienionych wyżej publikacji to, co najciekawsze, a jednocześnie w najbardziej wyrazisty sposób obrazuje specyfikę wyspiarskiego życia.

Oba gospodarstwa rolne funkcjonujące w okresie powojennym na Bielawie, oprócz uprawy ziemi, zajmowały się również hodowlą zwierząt (trzoda chlewna, bydło, konie). Ciekawostką jest to, że mieszkańcy wyspy przyjmowali również na letni wypas zwierzęta od okolicznych hodowców. Łąki na Bielawie były wygodnym pastwiskiem, które z uwagi na wyspiarskie położenie nie wymagało ogrodzenia. W oryginalny sposób radzono sobie z problemem transportu zwierząt hodowlanych. Mieszkańcy Bielawy do przewozu zwierząt przez wiele lat używali tratwy, której konstrukcję stanowił drewniany pokład umocowany na pontonach (pływakach). Tratwa umożliwiała również przewóz innych większych ładunków niemieszczących się w zwykłej łodzi. Problem transportu zwierząt niejednokrotnie rozwiązywano także w ten sposób, że zwierzęta (zwłaszcza konie) po prostu pokonywały trasę między wyspą a stałym lądem wpław. Jeden z mieszkańców Starego Drawska opowiedział mi, że kupione kiedyś zimą u mieszkańców wyspy cielę – po prostu przeprowadził z wyspy na ląd – po lodzie. Do komunikacji ze stałym lądem najczęściej wykorzystywany był brzeg w Starym Drawsku, a niekiedy również nieco bliżej położony brzeg w rejonie wsi Męcidół. Płynąc do Starego Drawska mieszkańcy wyspy przybijali do brzegu półwyspu, na którym znajdują się zabudowania nieczynnego obecnie ośrodka „Aquarius” bądź do brzegu Zatoki Drahimskiej (zwanej popularnie Zatoką Drawską) w sąsiedztwie tzw. „bazy rybackiej” czaplineckiego Gospodarstwa Rybackiego. Wybór miejsca zależał w dużym stopniu od warunków pogodowych i od wielkości fali.

         Bielawa administracyjnie należy do wsi Stare Drawsko. Na zachowanym akcie urodzenia dziecka, które w sierpniu 1947 roku urodziło się w mieszkającej na wyspie rodzinie Państwa Bienieckich, ówczesny urzędnik czaplineckiego Urzędu Stanu Cywilnego w rubryce przeznaczonej na określenie miejsca urodzenia wpisał: „Stare Drawsko gm. Czaplinek (Wyspa)”.

        Mieszkanie na Bielawie powodowało wiele niedogodności, związanych głównie z komunikacją i z zaopatrzeniem. Na uwagę zasługuje fakt, że mimo tych niedogodności mieszkańcy wyspy przez wiele lat odstawiali mleko do czaplineckiej mleczarni. Latem komunikację z wyspą zapewniały łodzie i wspomniana wcześniej tratwa, zimą po zamarznięciu jeziora do stałego lądu można było dojść pieszo – po lodzie. Najtrudniejsze dla mieszkańców były trwające niekiedy całymi tygodniami okresy, w których lód był zbyt słaby, by można było po nim chodzić, a jednocześnie niemożliwe było korzystanie z łodzi. Inną niedogodność stanowił fakt, że na wyspę nie jest doprowadzona elektryczność. Wszystko to sprawiało, że z upływem lat tereny na wyspie stopniowo traciły swój dotychczasowy rolniczy charakter, stając się przede wszystkim przedmiotem zainteresowania turystów, zwłaszcza wodniaków. W przewodniku turystycznym „Pojezierze Drawskie” z 1977 roku, w opisie Bielawy czytamy: „Wyspa Bielawa w znacznej części zajęta jest przez pola uprawne, w części przez lasy”. Z relacji okolicznych mieszkańców wynika, że grunty na wyspie były użytkowane rolniczo jeszcze w latach osiemdziesiątych, a na niewielką już skalę także na początku lat dziewięćdziesiątych. Od tamtej pory grunty na Bielawie straciły swe rolnicze znaczenie. Zaprzestanie działalności rolniczej sprawiło, że dawne pastwiska i grunty uprawne zaczęły pokrywać się dziką roślinnością. W wielu miejscach, na niezadrzewiony jeszcze niedawno obszar zaczął wkraczać las.

c.d.n.

Brawo! Rozszyfrowali historyczną zagadkę

1 E. KępińskiJEZIORO TAJEMNIC. Niedawno do Starosty Drawskiego Stanisława Kuczyńskiego prowadzącego Akcję „Jezioro Tajemnic” wpłynęła nietypowa prośba o podjęcie historycznego śledztwa. „Zlecenia” podjęli się detektywi historii związani z Akcją. Z błyskawicznym sukcesem!

– Szanowni Państwo. Uprzejmie proszę o pomoc w lokalizacji miejsca pochówku mojego Wuja Edwarda Kępińskiego żołnierza WP, który poległ na polu walki 2 marca 1945 r. i został pochowany „…w ogrodzie koło radiostacji 200 mtr. od lotniska Szenfeld, pow. Dramburg, woj. Pomorskie.” Powiadomienie jest z 8 czerwca 1945 roku – napisał w e-mailu Janusz Góra ze Stasina  gm.  Konopnica w powiecie Lubelskim.

Sprawa został skierowana do drawskiego regionalisty i Ambasadora Akcji Jezioro Tajemnic Wiesława Piotrowskiego, który zaprosił do współpracy innego miłośnika historii i korespondenta Akcji Marcina Roszaka z Zarańska. Ten bez namysłu zgodził się podjąć wyzwanie. Pan Roszak  zajął się ustalaniem faktów. Po kilkudniowych badaniach sprawa pozornie beznadziejna została zakończona pełnym sukcesem.

Pana Janusza poinformował o nim Pan Marcin Roszak również pocztą elektroniczną:

– Pana krewny, Pan Edward Kępiński, syn Franciszka, urodzony w 1924 roku w miejscowości Stasin powiat Bełżyce, przydział wojskowy 5 pułk piechoty 2 Dywizji LWP, służył w stopniu starszego szeregowego. Zginął w Borujsku niem.  Schonefeld. Obecnie miejscowość nazywa się Żeńsko. Jeżeli chodzi o dokładną datę śmierci, to 2 marca jest datą nieprawdziwą. Pana krewny zginął prawdopodobnie dzień wcześniej, 1 marca podczas natarcia na Borujsko. Walki o tą miejscowość były bardzo ciężkie, trwały od początku lutego. Można je uznać za jedne z najkrwawszych na pozycji ryglowej. Borujsko zostało wyzwolone 1 marca o godzinie 16.10. Gdyby był Pan zainteresowany tym zagadnieniem, chętnie podeślę materiały. Podana data śmierci 02.03.1945r. jest faktycznie datą obliczania strat. Robiono tak zawsze po zakończeniu walk. Nikt w ferworze walki nie liczył poległych. Pana krewny wraz z innymi poległymi został faktycznie pochowany w ogrodzie niedaleko lotniska. Była to zbiorowa mogiła, w późniejszym czasie ekshumowano szczątki i przeniesiono na 17 Cmentarz Wojskowy w Drawsku Pomorskim. Dziś znalazłem grób Pańskiego wujka. Miał zaledwie 21 lat jak zginął. Pełnia życia. Poświęcił ją abyśmy mogli żyć w wolnej, niepodległej Polsce. Pierwszego listopada zapalę znicz na jego grobie, myślę, że jestem mu to winny. Zrobię to też w imieniu Pana i Pana rodziny.

Na odpowiedź ze Stasina nie trzeba było długo czekać:

– Dziękuję serdecznie w imieniu własnym i Rodziny za Pana zaangażowanie i odnalezienie mogiły mojego Wuja jak i informację o prawdopodobnych okolicznościach jego śmierci. Z wdzięcznością skorzystam z informacji które Pan jeszcze posiada jak i z tych które Pan ma otrzymać. Być może jak zdrowie dopisze to w lecie postaram się przyjechać do grobu Wujka, a wtedy może będę miał okazję osobiście Panu podziękować. Życzę Panu i najbliższym dużo zdrowia i zadowolenia. Pozdrawiam serdecznie. Podsyłam też wiersz który kiedyś napisałem ku pamięci Wujowi i innym zapomnianym Bohaterom.

Panowie Piotrowski i Roszak odnowili także napis na nagrobku. Postanowili również dopilnować, aby pierwszego listopada zapłonął znicz na grobie odnalezionego żołnierza. Pan Marcin zapowiedział wystąpienie do Centralnego Archiwum Wojskowego o udostępnienie przebiegu służby Pana Edwarda. Czeka też na informację odnośnie daty ekshumacji w Borujsku i ponownego pochówku na cmentarzu w Drawsku Pomorskim.

Zapomnianym bohaterom

„Gdy spotkasz mogiłę przy drodze
to będzie mój grób.”[1]
nie wie zwykły przechodzień,
że pomnik bohatera jest tu.

On poszedł dla prostej przyczyny
by walczyć o cały swój Lud
by dzieci się polskie chowały
by na granice nie nastawał wróg.

Poszedł, choć życie mu miało
dostarczyć miłości i chwały,
radości z sukcesów codziennych,
patrzenia na wnuków wspaniałych.

Zimne żelazo wziął w ręce,
które mogły pieścić namiętnie.
Wypuszczał ogniem ziejące strzały,
choć mogły być całusem wspaniałym.

Legł w mokrych okopów kanały,
zamiast objęciach dziewczyny kochanej,
zamiast uniesień miłosnych dozgonnych,
ciężar juków niesionych wyzwań.

Gradem kul – kwieciste pole porasta
niebo przytłacza żelastwem bezprawia
tylko ziemia przytulić Cię może,
bo życie – na kaprys zakrawa.

Serce bije – to strach na umieranie,
ciało mokrym potem obmyte
tylko w duszy jeszcze kołacze
– ja mojej rodziny rozbitkiem.

Zrywa się w pędzie szalonym,
by wroga dopaść znienacka,
by śmierci być wyprzedzonym
i przetrwać w tej hekatombie racji.

Nim dopadł gwizd kuli,
Serce przeszył piekący ból.
Krew zbroczyła polski mundur.
Żołnierz nowej wędrówki podjął trud.

Wolność – to gest od zuchwałych,
Wolność – to ciągły odważny bój,
Wolność – to nie puste słowa,
Wolność – to też codzienny trud i znój.

Zapal świeczkę na przydrożnej mogile,
zadumaj się losem – jego i swym,
odmów w skupieniu paciorek,
bo on jest – kim mógłbyś być Ty.

Wujkowi Edwardowi Kępińskiemu poległemu w 1945 roku na Wale Pomorskim i innym zapomnianym bohaterom
Siostrzeniec J.G.

[1] Edward Kępiński, powiedział te słowa bratu Czesławowi obchodząc na wojnę.

 

 

 

Polecamy

23131971_1289458724493937_104514120557992238_nPolecamy dzisiejsze wydanie Głosu Drawska, dodatku regionalnego do Głosu Koszalińskiego (Patrona Medialnego Akcji). Tym razem o historycznym śledztwie zwieńczonym sukcesem!

 

 

 

 

 

 

 

23172902_1289458727827270_1950043801018020816_n

Wyspa Wiedźmy na jeziorze Drawsko

1 Wyspa WiedźmyJEZIORO TAJEMNIC. Czy w XXI wieku można jeszcze odkryć wyspę? I to na jeziorze? Okazuje się, że tak. Jest trzynasta wyspa na jeziorze Drawsko!

W powszechnie dostępnych opisach Drawsko występuje jako jezioro, na którym znajduje się dwanaście wysp. Wszystko wskazuje na to, że trzeba będzie te dane zweryfikować.

– Jako regionalny pasjonat i historyk udałem się na ekspedycje fotograficzne na granice byłego powiatu wałeckiego w XV w., w celu zlokalizowania czy okoliczne wyspy posiadają jakieś znamiona historii, jak również poszerzenia wiedzy o życiu na wyspach w naszym regionie – pisze do Ekipy Jeziora Tajemnic Robert Kraszczuk z Wałcza. – Stawiając sobie tezę iż wyspy w powiecie wałeckim jak i w okolicach stanowiły miejsce zamieszkania i użytkowania w celach świątynnych, obronnych czy gospodarczych. W dniu 08.10.1017 przeprowadziłem kwerendę zdjęciową następnych 11 wysp, związanych z granicami powiatu wałeckiego z XV w. Jako że Drawsko w tamtym czasie należało do terenu naszego powiatu, postanowiłem ekspedycje tam poczynić.

Jak wskazuje Pan Robert, wyspa znajduje się pomiędzy wyspami Mokrą, a Środkową. Mimo dużego stanu wody jest to bardzo stały, suchy grunt, po którym można śmiało chodzić. Na wyspie jest gniazdo łabędzie. Choć jest ona niewielka, zdaniem pasjonata na pewno powinna być już uwzględniona.

– Została przez nas ochrzczona jako „Wyspa Wiedźmy” – dodaje. W opisywanym zwiadzie wzięli udział również Piotr Wojtanek , historyk i regionalista z Wałcza, Ryszard Ogrodnik i Cezary Kaczmarczyk z „Bractwa Rycerzy Bezimiennych – Drużyny Wojów Grodu Wałcz”. – Mimo kilku godzin na wiosłach i zmienności pogody, nieraz ostrego wiatru i wlewającej się wody do łodzi, daliśmy radę, chodź strach w oczy wiał. Trzeba było dwa razy się ratować i uciekać w trzcinowisko i raz ostro stawić się falom.
Te poczynania są kontynuacją tych, które rozpoczęły się w 2012 r. w związku z poznaniem dawnych dziejów wysp ziemi wałeckiej i jej okolic. Dotychczas zweryfikowano 53 stanowiska.

Robert Kraszczuk obiecuje, że w jego najnowszej publikacji wyspa będzie już oficjalnie wzmiankowana.

 

Echa przeszłości. Na tropie drawskiego lotniska

Dornier Do-17Z. Czytaki samolot spadł do jeziora pod Drawskiem PomorskimJEZIORO TAJEMNIC. Mamy kolejne intrygujące informacje od miłośnika historii regionu drawskiego Eugeniusza Piecewicza. Jest w nich wojenne lotnisko w okolicy Drawska Pomorskiego, zatopione militaria, a nawet Bursztynowa Komnata. Wkrótce napiszemy też o drugim sygnale w sprawie dawnego lotniska otrzymanym od innego uczestnika Akcji.

  1. Piecewicz: „W odpowiedzi na zapytanie zawarte w ramach Akcji Exploracyjno – Historycznej Jezioro Tajemnic, zamieszczone w Biuletynie Starosty Drawskiego z października 2017 roku: czy w Drawsku Pomorskim mogło być lotnisko? Pytanie zostało postawione w związku z odnalezieniem w trakcie remontu budynku w mieście dokumentów: książeczki zaświadczającej o przynależności do Klubu Szybowcowego wraz z odcinkami dowodów wpłat składek członkowskich. Na pytanie to odpowiadam twierdząco. Było i nadal istnieje.

Ogołocone z całej niezbędnej infrastruktury: oznakowanie, oświetlenie pasa naprowadzającego i towarzyszących budowli, pozostaje trawiastym pasem startowym o szerokości 30 metrów i długości około 1 kilometra. Usytuowane jest na niedokończonej trasie autostrady (Berlinki) w Gajewie z nalotem i startem ukierunkowanym na wody jeziora Małe Dołgie.

Drugie lotnisko (przystosowane do współczesnych samolotów odrzutowych) znajduje się na tej samej trasie przy dojeździe do Szczecina. Położenie takie, w 1944 roku spowodowało upadek wkrótce po starcie transportowego Dorniera w jego wody. Samolot ten został przeładowany ciężkimi skrzyniami, które dowiozły na pas startowy ciężarówki. Przeładowywali je niewolnicy budujący autostradę. Dzisiaj rozrzucone na dnie jeziora spoczywają na  głębokości 16 metrów oczekując na dalsze spełnienie swego losu.

Pomyślmy o ich wydobyciu. Być może skrywają fragmenty zaginionej słynnej bursztynowej komnaty. Spróbujmy też zinwentaryzować i ustalić dokładny przebieg trasy tajemniczej konstrukcji zbudowanej z okazałych pali drewnianych, ciągnącej się na całej szerokości jeziora w jego najwęższym środkowym miejscu.

Wysłana przeze mnie próbka drzewa jednego z pali do Instytutu Archeologii Uniwersytetu w Toruniu nie wykazała cech starożytnego pochodzenia. Naukowcy zezwolili nam na penetrację tego stanowiska. W północnej części jeziora, na głębokości 5 m (50 m od brzegu), w miejscu dokładnie zlokalizowanym przez sonar spoczywa na dnie stalowy obiekt o przeznaczeniu militarnym (działo lub czołg) wyposażony w lufę armatnią. O pomoc w jego wydobyciu moglibyśmy się zwrócić do wojsk sojuszniczych, ćwiczących na naszym poligonie. W swej pamięci zachowałem wspomnienia z przeszłości, doskonałej współpracy  w podobnej sprawie z wojskami amerykańskimi i włoskimi.”.

Dziękujemy za ten sygnał. Czy znajdą się śmiałkowie, którzy sfilmują pod wodą wspomniane przez E. Piecewicza obiekty?

Jezioro Małe Dołgie znajduje się w pobliżu drogi z Drawska Pomorskiego do Łobza. Po ok. piątym kilometrze przejeżdżamy obok jeziora, na wysokości wsi Gajewko w sołectwie Zagozd. Nieopodal leży też opuszczona osada Golina. Od strony Drawska Pomorskiego miała przebiegać tamtędy autostrada Berlin – Królewiec, czyli tzw. „Berlinka”.

Los utraconych

Plakat_1JEZIORO TAJEMNIC. Już niebawem, bo w sobotę 18 listopada br., odbędą się XIX Henrykowskie Spotkania Kulturalne organizowane w pełnym tajemnic Pałacu Siemczyno.

Szczególnie polecamy prelekcję Krzysztofa Kowalskiego z Działu Archeologii Muzeum Narodowego w Szczecinie dotyczącą odkrywania losów utraconych zbiorów muzealnych na Pomorzu. Wstęp wolny – polecamy!

Serdecznie polecamy wizytę w pełnym historycznych zagadek hotelu – „Pałacu Siemczyno”, który jest kreatywnym partnerem Akcji „Jezioro Tajemnic” i jednym ze sponsorów nagrody głównej za „U-boota” z jeziora Drawsko, wynoszącej obecnie aż 100 000 zł. turyści mogą tam zobaczyć m.in. nie do końca jeszcze odkryte podziemne tunele, czy jeden z wraków wydobytych z Zatoki Henrykowskiej w ramach Akcji.

„Pałac Siemczyno”: http://www.palacsiemczyno.pl/index.php?lang=pl

Sponsorzy nagród

Przyjaciele

Patronat nad akcją sprawują