Tajemnica sprzed lat. Ofiary niedokończonej autostrady

1 Turyści odwiedzający powiat drawski do dzisiaj na trasie berlinki napotkać mogą nasypy, filary, przepusty - Krzysztof BednarekJEZIORO TAJEMNIC. Niedawno pisaliśmy o doniesieniu dotyczącym możliwego wraku czołgu zatopionego w jeziorze w okolicy Zagozdu. Informację tę podał nam Eugeniusz Piecewicz. Od strony Drawska Pomorskiego miała przebiegać tamtędy autostrada Berlin – Królewiec, czyli tzw. „Berlinka”.

Z tą gigantyczną budowlą również związane są liczne sekrety, które skrywają okoliczne lasy. O niektórych z nich pisze Krzysztof Bednarek, Redaktor „Głosu Koszalińskiego/ Głosu Drawska”, jednego z Patronów medialnych Akcji Jezioro Tajemnic w poniższym artykule. Eugeniusz Piecewicz również ma wkład w ich tropienie.

  „Tajemnica sprzed lat. Ofiary niedokończonej autostrady”

Ze wschodu na zachód przez teren powiatu drawskiego przebiega dawna budowa autostrady Berlin – Królewiec, po wojnie popularnie nazywana berlinką.

Plany budowy gęstej sieci autostrad przygotowane zostały jeszcze w czasach Republiki Weimarskiej. Prace rozpoczęły się w 1933 r., po dojściu Hitlera do władzy. W latach 1936 – 1938 Niemcy budowali około 1.000 km autostrad w ciągu roku. Przed 1939 r. przy autostradach pracowało około 60 tys. ludzi. Wśród budowanych dróg była też „berlinka”. Od węzła Złocieniec (w pobliżu jeziora Siecino) biegło odgałęzienie drogi w kierunku Frankfurtu. W Złocieńcu wybudowano budynek zarządu ds. budowy i eksploatacji autostrady. Obok powstało kilka domów dla pracowników nadzorujących budowę autostrady. Te domy zachowały się do dzisiaj (w stoją w pobliżu szosy Czaplineckiej, przy wjeździe do Złocieńca od strony Czaplinka – dop. aut.). W jednym z nich mieszkał inż. Trojger, który na początku wojny nadzorował prace przy budowie autostrady. Wiemy o tym od Zofii Czarneckiej z Drawska Pomorskiego, która w latach 1942 – 1943 pracowała u Trojgerów jako robotnik przymusowy.

Jak grzyby po deszczu

Po wybuchu wojny z Polską w 1939 r. jak grzyby po deszczu w okolicach Drawska Pomorskiego i Złocieńca zaczęły powstawać obozy jenieckie w Kumkach, w Zagoździe, Zarańsku, Darskowie, Czarnówku, Cieszynie, Kluczewie i Warniłęgu. W każdym z nich przebywało po kilkaset osób. Więźniowie zatrudnieni przy budowie autostrady pracowali od świtu do nocy. Mieszkali w przepełnionych barakach. Często byli głodni. W okresie ostrej zimy z 1939 r. na 1940 r. wiele osób zmarło z wycieńczenia. Chorym nie gwarantowano żadnej opieki lekarskiej. Obok Polaków przy budowie zatrudniano Żydów niemieckich. W 1940 r. do obozów pracy przywieziono jeńców francuskich, belgijskich i holenderskich. Jesienią 1941 r. skierowano do pracy znaczną liczbę jeńców radzieckich. Wszyscy pracowali na akord. Bardzo ciężko. Nieżyjący już Bronisław Tablewski z Koszalin (zm. w grudniu 2013 r. w wieku 96 lat – dop. aut.) trafił do obozu w Zagoździe 20 listopada 1939 r. Gdy rozmawialiśmy z nim kilka lat temu opowiedział, że w obozie przebywało ponad 200 osób. Pod koniec listopada zaczęła się ostra zima. Mróz i opady śniegu przerwały prace ziemne. Jeńców skierowano do odśnieżania. Bronisław Tablewski w liście do rodziny z Grudziądza poskarżył się na krytyczne warunki panujące w obozie. Na konsekwencje nie musiał długo czekać. Przyjechali po niego SS-mani. Pobili go i wywieźli do aresztu w Łobzie. Po kilku tygodniach mężczyzna wrócił do obozu. Los uśmiechnął się do niego. Wraz z pięćdziesięcioosobową grupą wysłany został do prac przy budowie uszkodzonego mostu na rzece Radwi, na trasie pomiędzy Białogardem a Koszalinem. Praca była tam o wiele lżejsza, a Niemcy nie znęcali się nad jeńcami. Ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia, co pan Bronisław.

Jak ktoś umarł, to do dołu

Mieszkaniec Drawska Pomorskiego Eugeniusz Piecewicz od lat podejrzewał, że w okolicy są zbiorowe mogiły jeńców pracujących przy budowie autostrady. Nie miał jednak pojęcia, w którym miejscu się znajdują. W 2004 r. od jednego z pracowników leśnych dowiedział się o leśnej mogile. Ów robotnik twierdził, że zaraz po wojnie w lesie w publiżu Zagozdu natrafić można było na szczątki ludzkie, rozwlekane przez psy i dzikie zwierzęta. Nieżyjący już Tadeusz Tyrański, który w Zagoździe mieszkał od 1945 r. opowiadał, jak po przyjeździe świeżą jeszcze wówczas mogiłę wskazały mu Niemki. „Jak ktoś umarł, to do dołu“ – mówiły kobiety. Piecewicz uznał, że o znalezisku trzeba powiadomić Instytut Pamięci Narodowej.

Wkroczył prokurator

W 2004r. sprawą zainteresował się prokurator Krzysztof Bukow-ski z Delegatury IPN w Koszalinie. Przesłuchani zostali żyjący jeszcze wówczas świadkowie. Wśród nich Bronisław Tablewski. Na podstawie zeznań świadków i dokumentów ustalono, że w czasie wojny przy budowie autostrady pracowały setki jeńców. W obozach, w których przebywali jeńcy i robotnicy przymusowi, panowały skrajnie trudne warunki. Część ludzi zmarła z wycieńczenia. Inni byli dobijani. Na 31 sierpnia 2004 r. wyznaczono poszukiwania i ewentualną ekshumację zwłok w miejscach wskazanych przez Eugeniusza Piecewicza. Jednak skarpa wskazywana jako miejsce pochówku jeńców była ogromna. Po wykopaniu dwóch dołów, w których niczego nie znaleziono, poszukiwania zostały przerwane. Wkrótce sprawa została umorzona. – Nie udało nam się skontaktować z bezpośrednimi świadkami hitlerowskich zbrodni w Zagoździe. Nie wiadomo czy jeszcze żyją – tłumaczył decyzję IPN prokurator Bukowski. Z inicjatywy Eugeniusza Piecewicza na wzgórzu w pobliżu Gajewka powstała skromna kapliczka z figurką Matki Boskiej – skromny pomnik budowniczych autostrady, ofiar niewolniczej pracy. Do dziś na trasie niedokończonej autostrady z Berlina do Królewca pozostały nasypy, przepusty, filary planowanych wiaduktów.

Na zdj. Starosta Drawski Stanisław Kuczyński oraz Redaktor Krzysztof Bednarek, który również jest uczestnikiem Akcji Jezioro Tajemnic.

Sponsorzy nagród

Przyjaciele

Patronat nad akcją sprawują