JEZIORO TAJEMNIC. O życiu na wyspie Bielawie na jeziorze Drawsko, krowach płynących wpław, rozkwicie turystyki i zbudowanym tam domku Wicepremiera – pisze Zbigniew Januszaniec, regionalista z Czaplinka.
Cofnijmy się jeszcze raz do czasów, gdy Bielawa posiadała stałych mieszkańców. W publikacji autorstwa Wirginii Twardoch znajdujemy wiele fascynujących opisów obrazujących życie codzienne ludzi, którzy jako miejsce stałego zamieszkania wybrali wyspę na jeziorze. Przyjrzyjmy się niektórym z tych opisów. Za zgodą Wirginii Twardoch, opisy ilustruję otrzymanymi od niej fotografiami, które były wykorzystane w jej publikacji „Wyspa Bielawa – Perłą jeziora Drawskiego”, podając wskazane przez autorkę źródło pochodzenia zdjęć.
Wyspiarska historia Państwa Kujawskich zaczęła się w 1958 roku. Właśnie wtedy Pan Jan Kujawski porzucił swoje dotychczasowe miejskie życie i osiedlił się, wraz ze swą towarzyszką życia Aleksandrą, w gospodarstwie rolnym na Bielawie. Tak pisze o tym Pani Twardoch: „Gospodarstwo Kujawskich zajmowało 13 ha ziemi. W jego skład wchodziły również budynki, maszyny oraz zwierzęta: dwa konie i dwie krowy. Na początku Kujawscy zajmowali się produkcją wyrobów wiklinowych, uprawiali ziemniaki i zboża, z czasem rozszerzyli hodowlę o owce, barany, byki i świnie, które raz do roku przeprawiali na brzeg do skupu. Państwo Kujawscy doskonale zorganizowali sobie swoje wyspiarskie życie: mieli jajka, kury, mleko, warzywa, mięso, sami piekli chleb i robili zapasy. Najgorszy dla nich czas to była zima, kiedy przeprawa na brzeg była mocno utrudniona”.
Z powyższego opisu wyraźnie wynika, że w życiu mieszkańców wyspy niezbędna była duża samowystarczalność i nieprzeciętna zaradność. W kolejnych latach pojawiło się nowe, dodatkowe źródło dochodów – turystyka. W publikacji Pani Twardoch czytamy: „Na lata 60-te przypada początek rozwoju turystyki na Wyspie, kiedy to na Bielawę zaczęli przybywać uczestnicy spływów kajakowych rzeką Drawą. Jak wspominał Jan Kujawski, wszystko rozpoczęło się od szczecińskiego nauczyciela szkoły zawodowej, który pełen zachwytu nad urokiem wyspy przewiózł na Bielawę stare domki letniskowe w częściach, które następnie za przyzwoleniem Kujawskiego postawił na gruntach jego gospodarstwa. Od tego czasu uczniowie szczecińskiej »zawodówki« spędzali na Bielawie każde wakacje. W ślad za nauczycielem ze Szczecina na wyspę przybywali kolejni zainteresowani wybudowaniem w tym rejonie swojego campingu. Dało to początek intensywnej kolonizacji Bielawy. W krótkim czasie ustawiono ponad 80 domków głównie mieszkańców Piły, Poznania, Koszalina i Szczecina”.
W tej samej publikacji znajdujemy m.in. takie oto wspomnienia Jana Kujawskiego: „Mieliśmy przy letnikach utrzymanie. Kupowali od nas jajka, mleko, ziemniaki, czasem barana na ognisko. Lusia gotowała im obiady, ja przewoziłem ich barką do Starego Drawska, pomagałem budować domki, pilnowałem, gdy stały puste”.
Charakterystycznym elementem krajobrazu wyspy stał się w tamtych czasach ciąg niewielkich domków letniskowych skupionych głównie w strefie przybrzeżnej. W domkach na Bielawie przebywało nieraz – według relacji Jana Kujawskiego – więcej turystów niż w Starym Drawsku. W latach 1973 – 1990 prowadził on księgę, w której wpisywali się goście odwiedzający jego dom. Na jej podstawie Wirginia Twardoch przeprowadziła analizę intensywności ruchu turystycznego na wyspie w poszczególnych latach. Najwięcej osób wpisało się do księgi w następujących latach: 1973 (90 osób), 1985 (79 osób), 1979 (63 osoby), 1986 (63 osoby), 1975 (57 osób), 1974 (56 osób).
W końcu lat 80-tych i na początku lat 90-tych sprawa domków letniskowych stojących na Bielawie nabrała dużego rozgłosu. Stwierdzono, że domki te postawione zostały nielegalnie i w wyniku działań miejscowych władz przy dużym zaangażowaniu czaplineckiej „Solidarności” doprowadzono do rozbiórki tych domków, mimo protestów ich właścicieli. O skali nielegalnej zabudowy na wyspie świadczą zapisy w dokumentach czaplineckiego ratusza z czerwca 1990 roku, mówiące o 79 właścicielach domków postawionych niezgodnie z prawem. Ciekawostką jest fakt, ze domek letniskowy miał na Bielawie m.in. również ówczesny znany działacz związkowy, późniejszy poseł, minister i wicepremier – Longin Komołowski, który po wydaniu przez władze decyzji nakazującej rozebranie domków – jak pisze Wirginia Twardoch – „jako pierwszy rozebrał swój camping”, dając przykład pozostałym właścicielom dacz, którzy w ślad za nim uczynili to samo. Likwidacja domków letniskowych na wyspie spowodowała, że Kujawscy utracili istotną część swych dochodów, co stało się jednym z głównych powodów sprzedaży gospodarstwa z zachowaniem prawa do dożywotniego zamieszkiwania w nim. Ciekawą wyspiarską historię Państwa Kujawskich kończy śmierć Aleksandry w 2002 roku i Jana w 2004 roku.
A oto fragmenty publikacji Wirginii Twardoch dotyczące wyspiarskiej rodziny Państwa Terleckich: „Przybyli oni, podobnie jak Państwo Kujawscy, tuż po wojnie. /…/ Razem z nimi na wyspie zamieszkało ośmioro ich dzieci…. /…/ Ich życie koncentrowało się na uprawie roli i hodowli 12 dojnych krów, które zapewniały im mleko oraz /…/ dochód z jego sprzedaży. »Mieliśmy dwanaście dojnych krów, to do mleczarni się pływało. Póki mąż się dobrze czuł, to płynął. Potem – to tylko ja. Różnie bywało: i fala, i mgła. A krowa, jak chce, to sama popłynie. I pływały na postronku, za łódeczką. Była taka, że sama skakała do wody i do cielęcia płynęła, bo słychać było przez wodę, jak muczy. Konie – to jasne, że pływają « – tłumaczy Terlecka. Ich życie toczyło się spokojnie, swoim własnym rytmem bez ludzi i elektryczności. W swoich wspomnieniach Pani Terlecka powraca do czasów, gdy zboże kosiło się kosiarką konną, młóciło się kieratem. W artykule, który ukazał się w 1994 roku w wydaniu weekendowym tygodnika ilustrowanego »Poznaniak« Jadwiga Terlecka wspomina, że mimo swego zaawansowanego wieku potrafiła jeszcze wiosłować do Drawska (Starego Drawska – przyp. Zb.J.), doić krowy, robić twaróg czy nawet wyjechać ogrodniczym ciągnikiem w pole. Nieobca jej była także elektryka. Z rutyną podłączała kabelki do 10-letnich akumulatorów, dzięki którym /…./ prąd zasilał radio, telewizor oraz jedyną żarówkę w całym domu. Nie narzekała na brak zajęć: naprawianie szkód po zniszczeniach przez dziki i sarny, przędzenie wełny z własnych owiec na starodawnym kołowrotku, robienie swetrów, cerowanie skarpetek, uprawa roli, pędzenie krów i koni na pastwisko. Trud życia na wyspie ukazuje osoba córki Eli, która codziennie musiała przeprawiać się na brzeg, żeby móc pójść do szkoły. Przyprawiało to matkę o dreszcze, która bała się szczególnie wtedy, gdy na jeziorze była duża fala. Jak wspomina Pani Terlecka, zdarzało się, że dzieci musiały spać na brzegu, bo powrót do domu po zajęciach był niemożliwy. Pani Jadwiga Terlecka, gdy uległa wypadkowi poprzez staranowanie przez byka, co skutkowało poważnymi obrażeniami /…/, zamieszkiwała jeszcze wyspę przez dwa lata. /…/ Według uzyskanych informacji Pani Terlecka wymeldowała się z wyspy 10 sierpnia 1997 roku.”
Aż trudno dziś uwierzyć, że zaledwie kilkanaście lat temu wyspa Bielawa miała stałych mieszkańców, których życie codzienne wyglądało zupełnie inaczej, niż życie osób mieszkających na stałym lądzie. Ci ludzie mieszkali blisko nas, a jednocześnie jakże daleko od nas, jakby w innym świecie. W świecie, który już odpłynął bezpowrotnie w przeszłość.
Zbigniew Januszaniec
Nieustannie zapraszamy Czytelników do nadsyłania swoich wspomnień i refleksji. Za każdy tekst prześlemy Certyfikat Uczestnictwa w Akcji Jezioro Tajemnic, opatrzony podpisem Starosty. Formularz do wysyłki znajduje się tutaj: http://jeziorotajemnic.pl/zglos-informacje/