Natrafimy na V2? Czy w niedalekiej okolicy jeziora Drawsko była wytwarzana i przechowywana tajna rakietowa broń, niemiecka Wunderwaffe? Czy jej fragmenty mogły upaść do jeziora? Sugestię, że można się na nią natknąć w jez. Drawsko przekazał nam kilkanaście dni temu wieloletni Redaktor m.in. „Żagli” i znawca jeziora Drawsko, Marek Andrzej Halter, autor doskonałych opracowań turystycznych i wodniackich na jego temat.
– Przekonany jestem, że w głębinach Jeziora Drawskiego można znaleźć bardzo dużo różnych „skarbów” nie tylko z okresu II wojny ale i lat , a nawet wieków wcześniejszych – dodaje Pan Marek.
Doniesienie brzmi nieprawdopodobnie, do czasu, gdy kilka dni później ze Starostwem kontaktuje się Stowarzyszenie „Bastion Tradycji” z Kalisza Pomorskiego, podając informacje uprawdopodobniające tę historię. Skąd mogły nadlecieć te pociski rakietowe? Ślad prowadzi na tereny Nadleśnictwa Kalisz Pomorski, w powiecie drawskim.
Oto nadesłana relacja, zilustrowana dokumentami i fotografiami obecnego stanu tej dawnej infrastruktury:
Co wiemy o V-2 w Drawnie, cz. 1
Każdy, kto choć na chwilę zainteresował się problematyką II wojny światowej, na pewno o niej słyszał. Jedna z najnowocześniejszych niemieckich militarnych konstrukcji, miała odmienić losy wojny i uratować Niemcy od klęski. Choć tego nie zdołała zrobić, to w swoim powojennym żywocie jako broń zdobywcza wpłynęła zasadniczo na rozwój innej dziedziny – kosmonautyki.
V-2, dziś już legendarna konstrukcja zespołu niemieckich konstruktorów z Wernherem von Braunem na czele. Powstała, na przełomie lat 30 –tych i 40-tych. Ogólnie w dzieło jej tworzenia wykorzystanych było ponad 200 000 ludzi. Od robotników przymusowych, po profesorów i generałów. Mimo, że Wernher von Braun 9 września 1943 r. osobiście zameldował Hitlerowi o zakończeniu prac nad rakietą. Faktyczną zdolność bojową tej broni osiągnięto dopiero w 1944 r. Pierwsze V-2 odpalono w kierunku Londynu 9 września 1944 r. Czas trwania lotu z wyrzutni holenderskich do Londynu wynosił ok.5 minut. Po osiągnięciu pułapu 35 km, do czego dochodziło po 60-70 sek., następowało wyłączenie silnika, lecz rakieta leciała dalej, osiągając nawet 100 km.
W końcowej fazie lotu osiągała prędkość 3500 km/h. Początkowo odchylenia od zamierzonego celu wynosiły ok. 20 km lecz po udoskonaleniu zwiększono celność nawet 10 krotnie. Długość rakiety wynosiła 14,04 m., szer. 1,05 m., zasięg 300 km., masa głowicy 1 t., masa startowa 12,7 t., masa bez materiałów pędnych 4,008 t. Ocenia się, że ogólnie odpalono 3170 szt. Wbrew obiegowym opiniom najwięcej ich spadło nie na Londyn lecz na Antwerpię –1610 szt. Produkcja V-2 pochłonęła wiele istnień ludzkich, szczególnie więźniów i robotników przymusowych, zamordowanych i zmarłych na skutek niewolniczej pracy w zakładach, jak i zabitych podczas alianckich bombardowań. Wywiad AK wniósł wiele dla rozpracowania tej broni, gdyż na terenie Polski na lubelszczyźnie (poligon Blizna), w Borach Tucholskich ( Heidekraut) Niemcy przeprowadzali próby z rakietą. W 1943 r. AK rozpoznano ośrodek w Peenemunde, co doprowadziło do jego zbombardowania. Natomiast 20 maja1944 r. przechwycono cały niewybuch rakiety, następnie przerzucono go do Londynu.
W czasie wojny, w Drawnie istniała już jednostka wojskowa tzw. MUNA LAGER czyli w wolnym tłumaczeniu składnica amunicji. Czy jest możliwe aby przechowywano tu elementy bądź całe rakiety V-2 ? Opinie były podzielone. Krążyły bardziej i mniej prawdziwe opowieści.
Przeciwnicy tej teorii twierdzili, że bez sensu było przywożenie do Drawna rakiet, by potem je wieźć setki kilometrów na wyrzutnie. Że nie było odpowiedniej bazy przeładunkowej i magazynowej, że położenie jednostki zbyt blisko szosy groziło szybką dekonspiracją itd., itp.
Druga strona to świadkowie, którzy coś widzieli lub zasłyszeli. Najbardziej przekonywujące są relacje dwóch osób; p. Jana Korczyńskiego, jednego z pierwszych mieszkańców polskiego Drawna i zmarłej w ubiegłym 2015 roku Ruth Koroelus z.d. Liese, byłej mieszkanki Neuwedell (Drawno). Jan Korczyński powiedział; „ … były u Pana w jednostce V-2, ale wszystko wywieźli Rosjanie, trochę byli nieostrożni, a może im to było niepotrzebne, gdyż na wagonie zostawili duże silniki. Stały długo, tak, że nasi porozkręcali z nich miedziane rurki. Wiadomo do czego. Pewny jestem, że te silniki były z tych rakiet”.
Ruth Karoelus wspominała; „W czasie wojny mój kuzyn był w wojsku w Holandii. Gdy przybył transport kolejowy z rakietami V-2 zauważył, że wagony były nadane w Neuwedell… W „Muna” były V-2. Przywożono je z Peenemiinde, a później odsyłano do Holandii. Tam były wyrzutnie…”
Ślad V-2 można natrafić również u Fritza Mörke w jego książce o walkach w powiecie choszczeńskim. Fritz Mörke przytacza, że Niemcy w Suliszewie zorganizowali transport elementów V-2. (Skąd w Suliszewie V-2 ?). Po czym pod eskortą 800 żołnierzy przetransportowano je do Radunia.
Niestety, wspomniane relacje nie są wystarczającymi dowodami. Przez dwa lata poszukiwano materialnego śladu lub materialnej poszlaki, choćby małej blaszki. Niestety, bez rezultatu. Ponownie próbowano znaleźć potwierdzenie istnienia podziemnych hal, magazynów itp. Efekt był taki sam, nic nie znaleziono. Z poszukiwaniami trzeba było wyjść za ogrodzenie, a tam już było ciekawiej. Jednak nie skojarzono tego z rakietami.
Z pomocą przyszli „dyżurni” poszukiwacze; płk. prof. AON dr hab. Jeremiasz Ślipiec (zmarł dwa lata temu) wertując swoje dokumenty natrafił na fakt utworzenia specjalnego batalionu składającego się z samych Rosjan, tylko, że ubranych w polskie mundury. Zadaniem batalionu było sprawdzenie doniesień o istnieniu tajnych podziemnych niemieckich zakładów zbrojeniowych.
Jedną z wybranych miejscowości było Drawno. Wydaje się, że teren jednostki sprawdzono dokładnie, nie znaleziono nawet śladu podziemnej produkcji. Chor. (dziś ppor. dr) Ochociński spenetrował cały teren po dawnej jednostce będącej obecnie własnością Nadleśnictwa Kalisz Pomorski. Nie znalazł nic. Znów musiało minąć trochę czasu. Aż pomogły drawieńskie krasnale. Zbieranie wszystkich wiadomości nt. krasnali w Drawnie, tropienie historii ich produkcji, spowodowało, że wśród krasnalich haseł na stronach internetu wyskoczyło V-2.
Co V-2 mogło mieć wspólnego z krasnalami? Oczywiście nic. Lecz Internet skojarzył V-2 z kolebką krasnali – Neuwedell. Tak ujawnił się artykuł o historii V-2 w Slote, koło miejscowości Parchim. Ale Slote, to nie Neuwedell? …
Rozkaz ŚCIŚLE TAJNY z dnia 16.06.1943 r (Nr akt A2 63h 38 fz In) wyznaczył gen. mjr W. Donbergera dowódcą i odpowiedzialnym za system składowania rakiet tzw. A4 seria B/V-2. Podlegać miał bezpośrednio Urzędowi Uzbrojenia. Wydz. Urządz. Spec. W rozkazie tym wymieniono obok zakładu produkcji amunicji grupa Slote k. Parchima, zakład produkcji amunicji grupa Neuwedell. Oba te zakłady podporządkowane zostały zakładom w Peenemünde. Wytyczone zostały także zadania dla jednostki (zakładu) tj. składowanie elementów napędu głowic z ładunkiem wybuchowym, prętów grafitowych, turbin, zbiorników, montaż podzespołów rakiet oraz próby ciśnieniowe zbiorników i instalacji. Wyznaczono gotowość do działania dla Peenemünde 01.10.1943 r., dla Drawna 01.01.1944 r. Ogólnie w Drawnie i w Slote przechowywać miano 1006 rakiet, z czego w Drawnie 466, pozostałość 540 w Slote.
Za budowę bunkrów, siłę roboczą, kontyngenty odpowiedzialny był Wydział Urządzeń Specjalnych i S.S. Dzięki tym postanowieniom Penemünde, Slote i Neuwedell stanowiły jeden organizacyjny kompleks, coś w rodzaju odpowiednika dzisiejszej polskiej Rejonowej Bazy Materiałowej. Miały być zaczątkiem północno-niemieckiego centrum militarnego. Zarówno Slote jak i Neuwedell podlegały Peenemünde. Nadano im także kryptonimy: Slate to „Ute”, Drawno – „Gerda”, a Peenemünde – „Park artylerii 11”. Ze względu na czas wybudowano dość proste konstrukcje baraków. Szkielet z kantówek zakotwiczony był poprzez metalowy uchwyt w betonowych stopach. Dach skośny, pokryto papą i pomalowano farbą maskującą. Dobierano także kolorystycznie roślinność.
Z ramienia S.S. za kompleks i jego przygotowanie odpowiedzialny był pełnomocnik führera ds. samolotów o napędzie odrzutowym i szef tajnych projektów III Rzeszy Obergruppenführer SS dr inż. Hans Krammler. Rakiety z Drawna po sprawdzeniu kierowane były na stanowiska ogniowe w Holandii ( bateria rakietowa SS500 w Helledoorn ?) (opowiadanie p. Koroelus). Przypuszczać należy, że Drawno nie osiągnęło wyznaczonych możliwości składowania (466 rakiet). Szybko zbliżający się front ostatecznie zakończył ten ciekawy epizod historii miasta.
Zachodzi tylko pytanie: czy Niemcy zdążyli ewakuować wszystkie elementy V-2 z magazynów? Wydaje się, że nie. Potwierdza to relacja p. Jana Korczyńskiego oraz fakt zaskoczenia Niemców, czyli „wlania się” Armii Czerwonej w Starym Osiecznie. Co uniemożliwić mogło sprawną ewakuację. Dopiero 19.03.1945 r. wydano rozkaz o niszczeniu ważnych obiektów.
Nie dotarł on do Drawna, gdyż zostało ono zajęte przez Rosjan ok. 10.02.1945 r. Należy przypuszczać, że gro podzespołów V-2, a może i całe rakiety wpadły w ręce Rosjan. Biorąc pod uwagę zniszczenia dokonane w Peenemünde, Drawno mogło stać się głównym źródłem wiedzy dla poznania przez Rosjan tajemnicy V-2. Czy tak było w rzeczywistości ? Jeśli tak, to dzięki „ Muna” Drawno odegrać mogło historyczną rolę w rozwoju radzieckiej kosmonautyki.
„W miejscowości Kniazie pow. Choszczno podziemna fabryka broni i amunicji zajęta i wywożona przez Rosjan (chaziajstwo ppłk. Rukina). Dotychczas wywieziono około 2000 wagonów maszyn i urządzeń”. Kniazie to oczywiście Drawno, a przytoczony meldunek sporządzony został we wrześniu 1945 r. przez polskiego funkcjonariusza. 2000 wagonów to około 60 transportów całopociągowych. Ponieważ jest pewne, że wielkiej fabryki w „Muna” nie było. Wywożono więc przechowywane mienie, czyli uzbrojenie, amunicję i zgodnie z p. Korczyńskim podzespoły V-2. 2000 wagonów to dużo, więc jeden mógł dłużej pozostać na stacji. Tak długo aż można było go okraść.
Do rozbudowy składu w Slate użyto jeńców wojennych. Dziś z całą pewnością wiemy, że w „MUNA” pracowali jeńcy. Byli to Rosjanie, dla których stworzono specjalny podobóz w którym głodowali. Zmarłych z wycieńczenia i chorób Rosjan chowano na prowizorycznym cmentarzu w kol. Wiśniewo. Po wojnie zostali ekshumowani i przewiezieni na powstający cmentarz wojenny w Choszcznie. Nie zachowały się w dokumentach ślady z tej ekshumacji. Uniemożliwiło to przeprowadzenie śledztwa przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce.
Ale z drugiej strony, aż się wierzyć nie chce, aby tak wyspecjalizowana instytucja nie dała sobie rady z jakimś podobozem i aby tak szybko zawiesiła śledztwo (za powód zawieszenia śledztwa podaje się również sprzeczności w zeznaniach świadków). Na pewno dokładne badania problemu odkryłyby tajemnicę składowania w „MUNA” V-2 i wywóz mienia składnicy w 1945 r. Pamiętać należy, że był to okres kiedy podkreślano o nie korzystaniu z niemieckiej myśli technicznej przy realizacji radzieckiego programu kosmicznego. Podając za główny argument przejęcie całkowicie już zniszczonych urządzeń rakietowych. Rozszyfrowanie tajemnicy V-2 w Drawnie nie było politycznie korzystne. W czasie wojny na wiadukcie bocznicy kolejowej wiodącej do jednostki stał wartownik, który sprawdzał wszystkich przejeżdżających. Transporty elementów rakiet były utajnione, a wagony zakrywano brezentem. Obserwacja wjeżdżających składów kończyła się w momencie wjazdu pod wiadukt. Ponieważ jest on specyficzny, sprawia to wrażenie wjazdu do podziemnego tunelu. Stąd mogła się zrodzić legenda o podziemnych halach. Jednostka od strony szosy w kierunku Kalisza Pom. otoczona była wysokim na ponad 2 m płotem z desek, tak, że uniemożliwiało to jej penetrację. Wjazd też nie był z tej strony co dziś, lecz wjeżdżało się leśną drogą od strony północnej przez groblę. Dziś jest to teren Nadleśnictwa Kalisz Pom. Nad wjazdem ponoć miał być szyld „Fabryka czekolady”.
Grobla dawnego wjazdu nadal istnieje, po jej przekroczeniu widać, że trwają tu intensywne prace leśne. Ponieważ przez dłuższy czas był to obszar należący do jednostki, dlatego nie dziwią ślady bytności naszych żołnierzy. Napisy na bukowych korach świadczą, że przewinęło się tu ich kilka pokoleń. Są także dawne budowle logistyczne, a w zasadzie to, co po nich zostało. Przyglądając się bliżej widać „wycinek” lasu o intensywnej zieleni.
Na pierwszy rzut oka sądzić można, że charakterystyczne nasypy są po dawnej bocznicy kolejowej, jednak dopiero po bliższym przyjrzeniu się uwidaczniają się usypane place o długości ok. 50 m. i szer. 10-11 m. Od tych placów wychodzą krótkie drogi, które prowadzą do głównej arterii. Układ ten przypomina stylizowaną choinkę. Nawet tam, gdzie już lasu nie ma, wśród bruzd wyłaniają się takie zarysy placów i profile dawnych dróg. Nie ulega wątpliwości, że są to pozostałości po dawnych placach składowych i magazynach. Natomiast wypoziomowanie dróg świadczy, że przemieszczano po nich coś ważnego.
W rogu lasu przy torach kolejowych ukryta jest niewidoczna budowla. Z mchu wystają masywne betonowe bloki z otworami, zapewne przygotowane pod jakąś konstrukcję. Z tyłu coś, co miało być budynkiem, dalej plac i długa biegnąca do samego ogrodzenia droga, też nie dokończona . Co to miało być? Na to pytanie nie ma jeszcze odpowiedzi. Może miejsce dla prób technicznych. Cały układ komunikacyjny i rozmieszczenie nasypów przypomina zasadę zastosowaną w Slote, z tym, że tam funkcjonowała kolejka wąskotorowa. Mając na uwadze to podobieństwo należy sądzić, że jest to teren składowania elementów V-2. Opis baraków w Slote odpowiada również relacjom o konstrukcji baraków magazynowych w Drawnie. Stały one na opisanym terenie. Część tych konstrukcji rozebrali i zabrali z sobą podwładni mjr / ppłk Rukina. Głowice bojowe przechowywano w specjalnie dla tego celu wzniesionym bunkrze, niestety śladów takowego bunkra w lesie drawieńskim nie znaleziono. Może w przyszłości?
Jak strzelano przywiezionymi z Drawna rakietami V-2 A 4
Nie ulega wątpliwości, że rakiety V-2 lub jej główne podzespoły były w Drawnie. Trzeba przyznać, że miejsce – rejon ich składowania bardzo szczelnie chroniono, dlatego nic ciekawego od dawnych mieszkańców na temat tzw. „Muna”, tą nazwą określano jednostkę w Neuvedell, nie można się dowiedzieć i nadal trudno jest zdjąć aurę tajemniczości otaczającej to miejsce.
Pytania budzą niedokończone budowle w lesie od strony Kalisza Pomorskiego oraz tajemnicą pozostaje bunkier składowania głowic bojowych.
Wolno zakres naszej wiedzy poszerza się. Lecz nie ma pewności czy rakiety na wyrzutnię były wysyłane w całości, czy też w modułach i dopiero po dotarciu na miejsce montowano je w groźną rakietę. Nie zmienia to faktu, że Drawno było ośrodkiem zaopatrywania niemieckich wojsk w tę legendarną broń. Rakiety (moduły) V-2 po załadowaniu na transport kolejowy przewożone były z Drawna do stacjonującej w Holandii baterii SS 500. Początkowo bateria ta znajdowała się w niemieckiej miejscowości Burgsteinfurt. Przegrupowanie baterii do holenderskiego Hellendoorn nastąpiło między 13 a 16 listopada 1944 roku. Po zainstalowaniu wyrzutni o godzinie 1500 16 listopada 1944 roku przeprowadzono z tego miejsca pierwszy rakietowy atak w kierunku Antwerpii. Próba ta nie udała się i rakieta rozbiła się niedaleko sanatorium. Kolejne już udane ataki nastąpiły na drugi dzień, czyli 17-go listopada, jednak nie ustalono jaki był ich efekt. Dużo więcej można powiedzieć o zniszczeniach dokonanych dwa dni później. Wystrzelona o godzinie 930 19 listopada 1944 roku rakieta osiągnęła Antwerpię i zabiła 7 osób, raniła 28 oraz zniszczyła siedem budynków mieszkalnych. Kolejne starty rakiet powiększały już tylko żniwo śmierci. Ale kij miał dwa końce. Już 3 grudnia nastąpił fatalny start rakiety, w wyniku czego doszło do jej eksplozji, zginęło trzech żołnierzy z obsługi. Nieudany dla baterii, a tragiczny dla cywili był dzień następny, gdyż odpalona rakieta rozbiła się kilka kilometrów od miejscowości Luttenberg. Wrak rakiety wywołał zainteresowanie mieszkańców, którzy zeszli się by oglądać dopalające się szczątki , w tym czasie nastąpił wybuch który pochłonął życie 19 osób.
Pociągi przewożące V-2 z Drawna ładowano na terenie składnicy. Tam też po załadowaniu zespoły rakietowe szczelnie maskowano. Teren ten był odpowiednio chroniony przez niemieckie wojsko. Istnieją przesłanki pozwalające sądzić, że w tym i przez artylerię przeciwlotniczą. Tajemniczość była tak duża, że mimo dość dużego nasycenia terenu robotnikami przymusowymi, nic o V-2 wśród nich nie wiedziano. Pociąg dla postronnego widza mógł być dopiero widoczny, gdy wyjeżdżał spod wiaduktu stojącego na szosie Drawno-Kalisz Pomorski. Stąd zapewne zrodziła się legenda o podziemnych tunelach i jeżdżących w nich pociągach. Strzelająca wyrzutnia potrzebowała rakiet i „pociągami pod specjalnym nadzorem” jednostka w Drawnie je dostarczała. Pozwalało to wyrzutni doskonalić swój śmiercionośny kunszt. 14 grudnia wystrzeliła 6 rakiet w ciągu doby, co było swoistym rekordem, gdyż dotychczas startowało na niemieckich wyrzutniach do 4 rakiet. Po tym dniu normy maksymalnie uległy zwiększeniu. Niestety 16 grudnia 1944 roku bateria SS 500 Hellendoorn ustanowiła kolejny „rekord”. Wystrzelona w kierunku Antwerpii o godzinie 1515 rakieta V-2 dosięgła miasto i trafiła w zatłoczone kino „REX”. W rezultacie zginęło 567 ludzi a 291 zostało rannych. Wśród ofiar byli też żołnierze amerykańscy, angielscy i Kanadyjczycy (269 zabitych, 194 rannych). Rakieta ta zniszczyła aż 11 budynków. Okazało się, że był to najbardziej krwawy atak V-2 w tej wojnie.
Druga rakieta, która tego dnia wystartowała nie doleciała do celu i rozbiła się koło Heeten. Kolejne starty 17-go i 18-go grudnia odbyły się bez zakłóceń. Natomiast niepowodzeniem zakończył się start o godzinie 1600 28 grudnia. Rakieta ta wzniosła się na wysokość 4 m i spadła na ziemię, po pięciu minutach eksplodowała niszcząc wyrzutnię i w promieniu 1,5 km wszystkie okna. Uszkodzona też została rakieta stojąca na sąsiedniej wyrzutni. „Pech” trwał nadal, 30 grudnia trafiono w kościół w Hellendoorn. Następnego dnia bateria zmieniła swoją dyslokację i przeszła w nową strefę odpaleń w Heesum, gdzie zgromadzono już zapas około 100 V-2. Perfidnie w Nowy Rok 1945 o godzinie 012 nastąpił pierwszy start z tej pozycji. Celem była oczywiście Antwerpia. Rakieta trafiła w miasto zabijając 45 osób, raniąc 33 osoby i niszcząc 21 budynków. W styczniu bateria strzelała około jedenaście dni. Rakiety, które wystartowały z tego stanowiska 04 :22; 26; 28 stycznia rozbiły się nie osiągając celu. W lutym nastąpiła kolejna reorganizacja baterii, zmieniła się też jej nazwa na SS Werfer Abteilung Batterie 500. Po tej zmianie, mimo klęsk na froncie intensywność jej działania wcale nie zmalała, gdyż z zajętej od 3-go lutego nowej pozycji Dolfsen, Estate Matarum strzelała 12 dni, a 25 lutego pobiła kolejny rekord startów wystrzeliwując 11 rakiet.
W tym czasie Drawno było już w rękach Rosjan, którzy szykowali się do mającej uwolnić całe Pomorze z rąk niemieckich tzw. „operacji pomorskiej”. Tuż przed opuszczeniem Drawna Niemcy starali się ewakuować składnicę. Przez kilka dni nad lasem wznosiła się łuna palących się materiałów. Wiadomo, że zespoły V-2 ładowano na stacji w Suliszewie. Jednak sądząc z relacji powojennych nie wszystko udało się wywieźć lub zniszczyć. Na terenie jednostki zaczął działać mjr Rukin, który wiedział po co tam jest.
Możliwe, że ewakuowane przez Suliszewo rakiety bądź jej moduły dotarły do baterii SS Abt.500. Z pozycji Dolfsen, Estate Matarum rakiety tej baterii startowały od 1-4 marca. 08 marca bateria powróciła na pozycje w Hellendoorn i od 9 do 27 marca wystartowało stamtąd 38 V-2, z których tylko 3 były niesprawne. W środę 28 marca bateria SS Abt. 500 opuściła Hellendoorn ewakuowała się w trzech grupach. Miała dojść do Berlina lecz w konsekwencji uległa rozproszeniu.
Opr ; Andrzej Szutowicz ,Marian Twardowski – Bastion Tradycji Kalisz Pomorski. Stowarzyszenie Saperów Polskich Drawno.
Literatura:
Reiner Gessert – „Geheime Kommandosache A-4”
Heimat Lager Slofe
Igor Witkowski – „ Tajne bronie Hitlera” s. 46 –71
Wyd. WIS W-wa 1997
Meldunek sytuacyjny za 09.1095 r AP Sz-u o/Stargard Szcz.
- 89 s. 33.
http://bastiontradycji.prv.pl/